PL EN

piwnicznie

"GDZIEŚ NA ULICY NIENAZWANEJ" 
PIEŚNI PIWNICY POD BARANAMI

Recital złożony z piwnicznych utworów jest naturalną konsekwencją czasu spędzonego przez Agatę Ślazyk w legendarnym kabarecie. Artystka wybrała z piwnicznego archiwum pieśni, które w pełni zgadzają się z jej emocjami i doświadczeniem. Połączenie temperamentu z wrażliwością wokalistki owocuje tym, że znane piwniczne utwory uzyskują świeży, oryginalny, niezwykle przejmujący wyraz.

Wszystkie pieśni tego koncertu zaistniały na deskach Kabaretu Piwnica pod Baranami. W połowie to utwory stanowiące najbardziej rozpoznawalny fragment historii legendarnego miejsca. Zabrzmią kompozycje zainspirowane poezją m.in. Witkacego, Wiesława Dymnego i Agnieszki Osieckiej. W programie koncertu pojawią się utwory Zygmunta Koniecznego – m.in. „Oczy tej małej”, „Jaki śmieszny jesteś pod oknem”, piwniczny hymn – „Ta nasza młodość”, utwory Jana Kantego Pawluśkiewicza – m.in. „Pejzaż horyzontalny”, Andrzeja Nowaka „Niebieska patelnia”. „Sonet 49” Williama Szekspira z muzyką Piotra Walewskiego – kompozytora m.in. słynnych „Dezyderatów” -
w wykonaniu Agaty nabiera nowego blasku.

Usłyszymy także pieśni, które na piwniczną scenę wprowadziła sama Agata Ślazyk a wśród nich kompozycję Tomasza Kmiecika do wiersza Światopełka Karpińskiego „Groteska o grajku i wiolonczeli”. To pieśń, z którą Artystka pojawiła się w Piwnicy i z której zaczerpnięty jest tytuł recitalu.

Na scenie najczęściej towarzyszą artystce muzycy na co dzień związani z Piwnicą pod Baranami.

Reminiscencje koncertów:

"Byłam na piątkowym recitalu Agaty Ślazyk. Piwnica pod Baranami. Ten adres
znam tak dobrze, od przeszło 60 lat, więc wchodzę ze wzruszeniem i – lekką
obawą – czy nadal będzie to Piwnica pod Baranami.
I jest!!!
Agatko, jesteś wielka, jesteś rodowitą Piwniczanką, jedną z nich, tamtych,
których tak dobrze pamiętam. Mogłabyś zaśpiewać z nimi, równa talentem,
rozdająca widzom wzruszenie, śmiech od ucha do ucha
i „tę swoją młodość, z kości i krwi.”
Dziękuję Ci, za ten wieczór, który był „przeciw temu czasowi”, i który dotąd

mam w uszach i pod powiekami."
Elżbieta Zechenter-Spławińska (2022)

"To jest autentyczne spotkanie z Agatą Ślazyk. Tu wybrzmiewa nie tylko jej głos, ważna jest interpretacja, cudowne poczucie humoru i przekonanie o istotności tego, co chce nam powierzyć.
Nie bez znaczenia jest fakt, że koncert rozpoczyna się kompozycją do wiersza Elżbiety Zechenter-Spławińskiej „Kryjemy się przed sobą”; „ukryliśmy myśli w myślach, ukryliśmy serce w sercu […] cierpienie w uśmiechu” – śpiewa.
Delikatność, nieśmiałość, dyskrecja – to cechy, które nie pozwalają na obnażanie się przed publicznością, epatowanie dosłownością. Tu wszystko jest pełnym wdzięku dialogiem, ale wbrew wrażeniu lekkości i płynności, to rozmowa o rzeczach fundamentalnych. To spotkanie, które wzbudza emocje od serdecznego śmiechu po łzy wzruszenia i ciszę."
Marta Mazurkiewicz (2023)

”(…)  To dobrze, że ktoś taki jak Agata Ślazyk znalazł się w zespole Piwnicy pod Baranami. Na swoich recitalach tamże, wprawdzie nieśmiało, z olbrzymią pokorą dla prawykonań, ale śpiewa piwniczne hymny. Robi to jednak dobrze, by nie powiedzieć najlepiej. Dzięki takim prezentacjom legenda Piwnicy będzie ciągle odżywała.”
(Wiesław Siekierski - dziennikarz współpracujący m.in. z: Jazz Forum, Dziennikiem Polskim, Gazetą Krakowską) 2010r

Jeszcze przed wybuchem pandemii udało mi się dotrzeć na recital Agaty Ślazyk. Zaskoczył mnie podtytuł koncertu, a to dlatego że Agata raczej kojarzona jest z autorskimi utworami, pochodzącymi z wydanej kilka lat temu płyty "Nie daj się zjeść". Moje zaskoczenie wzbudziło też to, że Agata wielokrotnie powtarzała, że nie ma talentu do patosu, a takie skojarzenia nasuwał mi tytuł: "Pieśni Piwnicy pod Baranami".
Ogromne wrażenie jakie zostawił we mnie recital rozwiało wszelkie obawy. Ilość emocji tak wielka, że chyba pęknę jeżeli o nich nie napiszę. Zatem proponuję coś, co można uznać za recenzję recitalu "Gdzieś na ulicy nienazwanej" z podtytułem "Pieśni Piwnicy pod Baranami".
Bardzo poruszyła mnie pieśń, wiele lat temu napisana przez Agnieszkę Osiecką i Zygmunta Koniecznego do spektaklu "Sztukmistrz z Lublina", w którym funkcjonuje jako "Piosenka kataryniarza". Dziś znamy ją pod tytułami "Białe zeszyty" i "Oczy tej małej". Przyznaję, że nie sprawdzałam w ZAiKS, który z tytułów jest właściwy. Za to sprawdziłam po powrocie do domu, czym różniło się wykonanie Agaty od wielu poprzednich. Wykonanie Agaty Ślazyk jest pierwszym (które znam), które pozbawiło tę pieśń transakcentacji melicznych. Wikipedia definiuje transakcentację meliczną jako przesunięcie akcentu wyrazowego na sylabę wskazaną przez rozkład akcentów muzycznych. Ja definiuję to zjawisko jako "niepolskie" akcenty. Dzięki użyciu transakcentacji (mocno upraszczając) pieśń nabierała rysu niemal ludowej ballady. W spektaklu teatralnym służyło to uwiarygodnieniu postaci wykonującej ten utwór. Koncert Agaty nie jest jednak recitalem aktorki, która pokazuje nam swój wachlarz możliwości scenicznych i plejadę różnorodnych, wykreowanych osobowości. Agata nie tworzy postaci. Opowiada bardzo osobiście wstrząsającą historię tragicznie zakończonej miłości młodej, niewinnej dziewczyny. Wyraźnie podpisuje się pod każdym słowem płynącym ze sceny. Transakcentacje zawarte w pierwotnym tekście byłyby wręcz zgrzytem w takim wykonaniu. Wykonaniu przejmującym do głębi.
Jest coś co łączy "Białe zeszyty" z innym, obecnym w recitalu utworem. Myślę o "Sonecie 49" Szekspira, z muzyką Piotra Walewskiego. Pieśń rozpoznawalna dzięki wykonaniom wspaniałej aktorki, piwnicznej artystki – Haliny Wyrodek. I znów pytanie: jakimi kryteriami kierowała się Agata wybierając ten właśnie utwór? Co sprawiło, że narażając się na nieuchronne porównania Agata zaśpiewała „Sonet 49” w swoim piwnicznym recitalu? Dopiero słuchając Agaty zaczynamy sobie zdawać sprawę, że śpiewa dla nas nie sceniczna postać, dla której nieuchronność rozstania staje się powodem stopniowanej rozpaczy, lecz młoda współczesna kobieta, która wie co znaczy utrata miłości. To nie chłodna analiza i właściwy dobór środków. To głęboko odczuta i prosto, przez to wstrząsająco, opowiedziana historia rozstania. Kiedy słucham "Sonetu" i "Piosenki kataryniarza" w wykonaniu Agaty czuję się wręcz powierniczką jej duszy. Czystość intencji świadczy o głębokim przeżyciu i ranie, która co prawda zabliźniona, ale cały czas obecna jest w sercu Agaty. Po wysłuchaniu tych pieśni nie jesteśmy już tylko bezpiecznymi w swych fotelach widzami. Uczestniczymy w czyimś życiu. Otrzymujemy za darmo, ale też bez możliwości odrzucenia, okruch wrażliwości Agaty.
W recitalu znalazł się jeszcze jeden utwór, którego obecność bardzo mnie zaskoczyła. Hymn "Ta nasza młodość" Zygmunta Koniecznego, do wiersza Tadeusza Śliwiaka. Każda próba zaśpiewania tej pieśni grozi ekskomuniką za świętokradztwo. Myślę, że to zdanie ma swoje uzasadnienie w legendzie, jaka w samej Piwnicy wokół tego utworu narosła. W wykonaniu Agaty nie ma chóru, który w pierwotnej, kanonicznej wersji piosenki, śpiewał większość tekstu. Tutaj wiersz Tadeusza Śliwiaka słyszymy w całości z ust Agaty. Tekst tak podany, nie poddaje się aktorskiemu, tradycyjnemu wykonaniu, którego istotą jest żal i rozpacz za odchodzącą młodością. Wręcz przeciwnie – podany w całości nie dopuszcza innej postawy niż młodości afirmacja. I takie jest też przesłanie Agaty. Niewiarygodnie, genialnie świeże. Wobec wieloletniej tradycji, wręcz odkrywcze.
Na stoliku w garderobie przed koncertem zobaczyłam spis utworów (żeby nie używać zwrotu playlista) recitalu. Dostrzegłam tam utwór, który nieodmiennie kojarzył mi się z aktorstwem, a wiem, że Agata z zasady unika "grania" czegokolwiek. Już pierwsze znane piwniczne wykonanie Krystyny Zachwatowicz piosenki "Taka głupia to ja już nie jestem” na lata określiło kierunek poszukiwań artystek, próbujących wykonać ten mały, ale jakże zabawny utwór. Nagromadziła się cała plejada postaci kreowanych przez wykonujące „Głupią” aktorki. Postaci, których podstawowym celem jest zaskoczenie widza nowym, jeszcze nie używanym w tej pieśni narzędziem, środkiem, a to gest, artykulacja, mina, pauza, rekwizyt itp. Kiedy usłyszałam pierwsze takty poprzedzającego utwór „Poematu” Fibicha, który poprzedzał również pierwsze sceniczne wykonanie „Głupiej”, kiedy usłyszałam zapowiedź Agaty, a właściwie opowiedzianą historię powstania tego utworu, kiedy w końcu Agata wzięła do ręki gitarę i zagrała pierwsze takty, już wiedziałam, że wielopokoleniowa tradycja aktorskich zmagań z tym utworem to nie jest to, czym Agata kierowała się przy wyborze tej pieśni do swojego koncertu. W jej interpretacji nie ma nawet cienia postaci. To zaś, że Agata sama akompaniuje sobie na gitarze, daje temu wykonaniu ogromną zwartość a zarazem pełną swobodę kształtowania frazy i dzięki temu, celność wszystkich puent tekstu. Bez kostiumu, bez choreografii, bez rekwizytu (nie licząc gitary), jednak dowcipnie i prosto.
Opowiedziałam już o tych, dla mnie przynajmniej, najbardziej zaskakujących pozycjach koncertu. Zaproponowany przez Agatę program to nie tylko zestaw historycznych, piwnicznych pieśni. Są tam również utwory, które artystka sama wprowadziła na piwniczną scenę. W sumie kilkanaście, starannie dobranych, różnorodnych w formie i treści pieśni, które łączy osobowość wykonawczyni. Pozostała mi w pamięci kilkusekundowa cisza po ostatnich dźwiękach pieśni "Zabij ten lęk" z tekstem Witkacego i muzyką Jana Kantego Pawluśkiewicza. Przypomina mi się znakomicie zaplanowane falowanie nastroju. Od wspólnego śpiewania "Pejzażu horyzontalnego" wspomnianego Jana Kantego, z tekstem Wiesława Dymnego, do skupienia w poprzedzającym finałową pieśń chorale gregoriańskim. No i muzycy. Czujny zespół podążający za emocjami Agaty. Michał Peiker na perkusji, Krzysztof Wyrwa na gitarze basowej, Michał Chytrzyński na skrzypcach akustycznych i elektrycznych oraz Tomasz Kmiecik na fortepianie. Tomasz Kmiecik w rozmowach twierdzi, że pianistą nie jest, jednak szczególnie w utworach, które wykonywane były tylko w składzie fortepian i skrzypce słychać, jak precyzyjnie słucha wokalistki i pomaga w uzyskaniu właściwej dynamiki utworów. Poza tym jest kompozytorem wielu śpiewanych w recitalu pieśni oraz autorem wszystkich aranżacji.
Agata jest na scenie do bólu prawdziwa. A śpiewa fenomenalnie, co także dodaje blasku znanym piwnicznym pieśniom.
Recital przecudny! Jestem wciąż pod wrażeniem!

"Strefa Piosenki" portal poświęconemu piosence autorskiej i artystycznej ( 2020)

 

ROZMOWA Z AGATĄ ŚLAZYK PRZED PREMIERĄ RECITALU
"GDZIEŚ NA ULICY NIENAZWANEJ..." Pieśni Piwnicy pod Baranami

Jakie utwory usłyszymy podczas koncertu, który w głównej mierze opiera się na szeroko rozumianym piwnicznym repertuarze.

W największym skrócie: piwniczne hymny oraz piosenki, które przez jakiś czas śpiewałam podczas występów w Piwnicy. Oczywiście nie wszystkie. Koncert mógłby wtedy potrwać wiele godzin. Wybrałam te, które są najbliższe mojemu sercu, którymi mogę opowiedzieć o tym jak widzę świat, o tym co jest dla mnie ważne.

Czyli kryterium doboru nie jest specyficzna piwniczna estetyka?

Z tego co wiem, żaden z autorów i kompozytorów nie pisał specjalnie dla Piwnicy, mając na uwadze jej specyfikę i tradycje. To, co jest prezentowane na tej scenie, jest wynikiem niczym nie skrępowanej osobowości twórcy. W każdą sobotę spotykamy się z publicznością i każdy z nas opowiada własną historię, sobie właściwym  językiem. To w Piwnicy pociąga mnie najbardziej. Właśnie na tym polega magia tego miejsca, że podczas trzech godzin kabaretu, ludzie poznają kilkanaście bardzo odrębnych osobowości.

Czy mogłabyś podać trochę więcej szczegółów dotyczących utworów zawartych w tym programie?

Będzie kilka pieśni nazywanych przez nas hymnami, które rozpozna każdy, choćby minimalnie obeznany z piwniczną tradycją. To kompozycje m.in. Zygmunta Koniecznego, Jana Kantego Pawluśkiewicza i Piotra Walewskiego. Nie wymieniam tytułów. To niespodzianka dla widzów.
Oprócz hymnów piwnicznych pojawi się kilka utworów, które przyniosłam ze sobą do Piwnicy, i które bardzo dobrze się w niej zadomowiły. Myślę tutaj m.in o piosence, z której zaczerpnięty jest tytuł recitalu. To jeden z najwcześniej śpiewanych przeze mnie, na piwnicznej scenie, utworów, zatytułowany "Groteska o grajku i wiolonczeli".  Jest to wiersz Światopełka Karpińskiego z muzyką Tomasza Kmiecika -  kompozytora, aranżera, który w tym recitalu towarzyszy mi w charakterze akompaniatora.
     Kabaret, jak sama nazwa wskazuje, to nie tylko wielka tradycja i hymny, ale również piosenki satyryczne. Kilka z nich, tych starszych i całkiem nowych, pojawi się w najmniej poważnej części koncertu. Bardzo istotne jest wymienienie nazwiska twórcy, którego nie ma już wśród nas, a który nigdy nie dbał o autopromocję. Piosenki z jego tekstami wielokrotnie, z ogromnym powodzeniem, zaistniały na piwnicznej scenie. Znakomity tekściarz, satyryk, współtwórca kabaretów "Adios Muchachos" i "Żegnajcie chłopcy" - Bonifacy Dymarczyk. Z jego twórczością staram się dotrzeć do tych, do których On nie zdążył.


Opowiedz jak trafiłaś do „Piwnicy pod Baranami

Wielokrotnie spotykałam się przy okazji koncertów z Leszkiem Wójtowiczem. Podczas jednego ze spotkań zaproponował mi gościnny udział w kabarecie. Tak w 2003r, doszło do mojego pierwszego występu w tym legendarnym miejscu. Muszę przyznać, że atmosfera Piwnicy  zauroczyła mnie od pierwszego "zaśpiewania". Kilka miesięcy później 12 września, na urodzinowym „Koncercie dla Piotra S.”, oficjalnie przedstawiono mnie jako najmłodszą artystkę Piwnicy pod Baranami.

Czyli Piotr Skrzynecki cały czas jest obecny w Piwnicy.

Tak. Myślę, że jest duchowo obecny… Przy okazji wyjazdów piwnicznych koledzy wspominają konkretne sytuacje związane z Piotrem i z miejscem do którego zdążamy „wesołym autobusem”. Mówią: a pamiętacie jak Piotr tutaj  powiedział to i to? Przytaczają jego powiedzenia, spostrzeżenia. Często słyszę: „Ciekawe co by Piotr na to powiedział, jak by on to przyjął, czy jemu by się to spodobało?”

Jaka jest Piwnica pod Baranami w 2013 r.?

Zapewne inna niż była za czasów Piotra… Ale przecież nie da się żyć tylko tym, co było kiedyś. Piwnica  jest miejscem spotkań. Przychodzimy tutaj bardzo często, nie tylko w sobotę na kabaret… Lubimy ze sobą rozmawiać, przebywać w swoim towarzystwie. Tak było kiedyś w Piwnicy i tak jest teraz. Piotr Skrzynecki mówił, że Piwnica została stworzona po to, abyśmy nie błąkali się jak te bezdomne koty, żebyśmy mogli ze sobą rozmawiać, spotkać się. I żeby z tego spotkania wyniknęło coś twórczego. Przeczytałam jakiś czas temu wywiad z  Piotrem Skrzyneckim, w którym mówił, że często spotyka się z opiniami, że dawniej w Piwnicy było lepiej, barwniej, ciekawiej. Każde pokolenie ma swoje wspomnienia. Piotr, który był przecież przy wielu przemianach Piwnicy, bo ją tworzył i kształtował przez kilkadziesiąt lat, powiedział, że dla niego najważniejsza jest ta Piwnica, która jest teraz.